Wstęp Boka Kotorska Góry Durmitor Wybrzeże i nie tylko Strona główna
dzień5 dzień6 dzień7 dzień8 dzień1 dzień20 dzień11 dzień12 dzień13
dzień14
dzień15
dzień16-17


...poprzedni dzień
Dzień 13, 20 sierpnia 2011 r. mapa dnia

Na dworcu w Sutomore
AKAPITPociąg odjeżdża z Sutomore tuż po godzinie 9, więc wstajemy odpowiednio wcześnie. Na szczęście Zoran też już wstał. Jest trochę zdziwiony, że od wylegiwania się na plaży wolimy podróżowanie i zwiedzanie. Widać przywykł tu do zupełnie innego trybu życia. W czasie gdy my jemy śniadanie, on swoim zwyczajem znika. Oczywiście gdy idziemy na dworzec autobusowy, siedzi już w kawiarni.

...pod murami starego miasta w Kotorze...
AKAPITUpał nie odpuszcza ani na stopień. Słońce po prostu praży. Do Sutomre jedziemy autobusem i na dworcu kolejowym jesteśmy nieco przed czasem. Kupujemy w kasie bilety. Za około 150 kilometrową podróż do Bijelo Polje zapłacimy po 6,80 €, więc o wiele mniej niż zapewne wyniósłby koszt biletu autobusowego na tej trasie. Jak przy okazji zauważam na wywieszonym cenniku, cena biletu nie zależy tu od rodzaju pociągu, a jedynie od klasy wagonu.
AKAPITSiadamy na ławce na peronie. Pod ławką leży sobie psinka rasy Czarnogórski Pies Spoczynkowy. Nazwę tę nadaliśmy sami, biorąc pod uwagę okoliczności, w jakich najczęściej widujemy jej przedstawicieli. Są do siebie łudząco podobni. Gdyby nie absurdalność tego twierdzenia, można by powiedzieć, że to jeden i ten sam pies. Zwykle z krótką sierścią w rudo-brązowym kolorze, średniej wielkości, ze zwisającymi uszami i długim ogonem. Czy to pod murami starego miasta w Kotorze, czy pod zaparkowanym samochodem w Muo, czy w cieniu pod murkiem w okolicy wyspy Św. Stefana, czy też pod budynkiem poczty w Ulcinj, psy te w ciągu dnia przejawiają zerową aktywność i wydają się być zupełnie obojętne na otaczający je świat. Dopiero wieczorem, gdy temperatura spada do wartości akceptowalnych także przez psi organizm, ożywiają się i ruszają w rejs. Najczęściej szlakiem restauracyjnym. Żebractwo rozwinięte jest nie tylko wśród rasy ludzkiej...

...pod zaparkowanym samochodem w Muo...

...w okolicy wyspy Św. Stefana...

...pod budynkiem poczty w Ulcinj...
AKAPITSądząc po ilości czekających na peronie ludzi, pociąg może być nieco zapchany. Widać sporo pasażerów czekających z wielkimi walizami. Wakacje powoli mają się ku końcowi i trzeba wracać do domów. Do tego jest sobota i zapewne finisz wczasowych turnusów. Nie wszyscy mają tyle szczęścia co my – konstatuję nie bez pewnej dozy wrodzonej przekory.
AKAPITNasz pociąg jest pociągiem międzynarodowym i jedzie z Baru do stolicy Serbii – Belgradu, czyli pokonuje odległość 476 km. Niby na polskie warunki nie jest to wiele, jednak pamiętajmy, że szlak wiedzie niemal wyłącznie przez góry. To też sprawia, że trasę tę pociąg przebywa w około 10 godzin. Warto kilka słów poświęcić samej linii kolejowej. Jest ona stosunkowo młoda, została bowiem wybudowana w latach 60 i 70 ubiegłego wieku, natomiast odcinek, którym my będziemy się poruszać, ukończony został w połowie lat 70. Z 476 km długości szlaku 301 km znajduje się na terenie Serbii, 176 km w Czarnogórze, a 9 km w Bośni i Hercegowinie, jednak tam pociągi się nie zatrzymują. Na całej trasie są 254(!) tunele (z tego 106 w Czarnogórze) o łącznej długości aż 114,5 km. Najdłuższe dwa z nich mają po 6170 m („Sozina” pomiędzy Barem i Podgoricą oraz „Zlatibor” na terenie Serbii). Szlak przebiega przez ponad 430 mostów, z których najbardziej znany i według niektórych źródeł do 2001 roku największy kolejowy wiadukt na świecie  – „Mala Rijeka” – ma 498 m długości i wznosi się 198 m nad poziomem ziemi. Most ten jest tak charakterystyczny, że jego sylwetka zdobi logo czarnogórskich kolei. Na czarnogórski odcinek -szlaku -przypada „tylko”

...pociąg może być nieco zapchany
107 mostów o łącznej długości niemal 8 km. To naprawdę imponujące biorąc pod uwagę, iż niemal 1/3 długości trasy i tak przebiega tu pod ziemią. Najwyższy punkt trasy jest położony pomiędzy Kolašinem i Mateševem na wysokości 1032 m n.p.m. Odległa od niego o nieco ponad 60 km Podgorica leży na wysokości 40 m n.p.m. To powoduje, że na stosunkowo krótkim odcinku szlak jest bardzo mocno nachylony. To nachylenie właśnie, a także prawdopodobny błąd ludzki i zły stan techniczny taboru były powodem bardzo poważnej katastrofy, jaka wydarzyła się tu w styczniu 2006 roku. Na skutek nadmiernej prędkości (prawdopodobnie zawiodły hamulce) w okolicy miejscowości Bioče odległej o kilkanaście kilometrów od Podgoricy, pociąg osobowy jadący z Bijelo Polje wykoleił się i spadł 100 m w dół kanionu Moračy. Z 300 jadących nim pasażerów zginęło wówczas 45 osób, a 198 zostało rannych.
AKAPIT(Oczywiście te wszystkie encyklopedyczne wiadomości zdobyłem już po powrocie do Polski, w czasie pisania niniejszej relacji. Tam na miejscu wiedzieliśmy jedynie, że jest dość daleko, pociąg jakoś tam jedzie, prawdopodobnie będą niezłe widoki i że podróż w jedną stronę zgodnie z rozkładem powinna nam zająć około 3,5 godziny. Do tego należy dodać, że pociągi na jedynej czarnogórskiej linii kolejowej kursują niezwykle rzadko, zaledwie kilka razy w ciągu dnia, a rozkłady jazdy na poszczególnych stacjach według naszych obserwacji różniły się od siebie znacząco w kwestii obecności na nich konkretnych pociągów. Część była po prostu zaklejona, lub zamalowana korektorem. Jednak bez jakiejkolwiek konsekwencji w działaniu. Pociąg teoretycznie nieistniejący w Barze figurował na rozkładzie w Podgoricy lub Mojkovacu. Albo na odwrót... Mówiąc szczerze, przyjazdu naszego pociągu też nie byliśmy pewni. Nie byliśmy pewni także powrotu, który jak się już niedługo miało okazać, nie był pozbawiony przygód. [przyp. autora])
AKAPITAktualizacja: w dniu 1.10. 2012r. po renowacji uruchomiona została druga linia kolejowa z Podgoricy do Nikšićia.
AKAPITMniej więcej planowo, kilka minut po 9 pociąg wtacza się na peron. Pakujemy się do pierwszego wagonu. Póki co przedziały są puste, więc lokujemy się w jednym z nich. Szybko jednak okazuje się, że pociąg ma całkowitą rezerwację miejsc i lądujemy na korytarzu. Damy radę, w końcu to tylko 3,5 godziny. Szybko wychodzi na jaw kolejny mankament. Okna się nie otwierają, bo to pociąg w rodzaju naszego Intercity do tego międzynarodowy, znaczy luksusowy. Wagony są co prawda klimatyzowane, wiec wewnątrz jest przyjemny chłód, ale podziwianie niecodziennych widoków, jakich się spodziewam i robienie zdjęć przez szybę to jednak nie to. No i brak będzie tego wiatru we włosach, piasku w oczach i much na zębach...

...wtacza się na peron
AKAPITRuszamy. Szybko zauważam kolejną ciekawą rzecz. W wagonie jest co najmniej dwóch policjantów wyraźnie pilnujących porządku. Są umundurowani i przechodzą od przedziału do przedziału zaglądając do każdego z nich przez przeszklone drzwi. Nie dam głowy, czy jeden z cywili stojących przy drzwiach wagonu z charakterystyczną, niewielką, ręczną torebką na krótkim pasku (mogącą doskonale pomieścić np. broń, którą ciężko byłoby zamaskować pod podkoszulkiem), też nie jest na służbie. W każdym razie wyraźnie dobrze zna się zarówno z mundurowymi, jak i obsługą pociągu. Jak się niedługo okaże, wysiądzie w Podgoricy, zostawiając w pociągu jedynie mundurowych. Dalszy odcinek jest zapewne mniej „złodziejski”, bo następne stacyjki położone są na odludziu i ewentualny przestępca miałby problem ze zgubieniem się w tłumie. Trasa Bar – Podgorica stwarza już o wiele większe możliwości. A obładowani bagażem turyści są stosunkowo łatwym łupem. No cóż, czarnogórscy policjanci mają tych pociągów tyle, że ich upilnowanie nie powinno stanowić problemu nawet dla niezbyt liczebnej formacji.
AKAPITWagon ustawiony jest korytarzem w przeciwnym kierunku niż gdy jechaliśmy z Podgoricy. To dobrze, bo po pierwsze drugą stronę szlaku już częściowo znamy, a w dalszej trasie będziemy po stronie „odprzepaścistej”, a więc bardziej atrakcyjnej widokowo niż „odskarpowa”, którą muszą się zadowolić pasażerowie siedzący w przedziałach. Tymczasem niemal od razu po ruszeniu pociągu z Sutomore pogrążamy się w ciemnościach ponad sześciokilometrowego tunelu „Sozina”. Niedługo po jego opuszczeniu przejeżdżamy przez most nad zatoką Jeziora Szkoderskiego, w miejscu ujścia do niego Moračy – jednej z głównych rzek Czarnogóry. To jej doliną czy też raczej kanionem będziemy jechać przez pierwszą część podróży. Morača wygląda teraz bardzo niepozornie. Szerokie i głębokie koryto jest niemal puste.

Jez. Szkoderskie w okolicy...

...ujścia Moračy

...niemiłosiernie zaśmiecone brzegi
AKAPITSusza daje się we znaki również w górach. Wiele mniejszych strumieni wyschło i nie zasila głównego nurtu. Wiosną w czasie roztopów zapewne pienią się tu wzburzone wody, teraz jednak jest to leniwa rzeczułka odsłaniająca niemiłosiernie zaśmiecone brzegi. Pociąg co chwila zwalnia i zatrzymuje się. Większość przejazdów kolejowych jest tu niestrzeżona i widocznie z miejscowych przepisów wynika konieczność zatrzymania się przed każdym i ostrzeżenia sygnałem potencjalnych samobójców. Do Podgoricy jedziemy przez znaną częściowo równinę. Z tej strony torów wygląda dość podobnie. Wysuszone na wiór płowe łąki porośnięte są rzadkimi drzewami, najczęściej mającymi głębokie korzenie sosnami. Za Podgoricą krajobraz zaczyna się zmieniać. Koryto rzeki wyraźnie się pogłębia i zwęża, a ściany po jego bokach robią się coraz bardziej strome i wysokie. Ku mojemu zdziwieniu nie pozostajemy na poziomie rzeki i wijącej się wzdłuż niej asfaltowej drogi tylko zaczynamy się wznosić coraz wyżej i wyżej.

Koryto wyschniętego dopływu Moračy

Koryto rzeki...

...się...

...pogłebia...

...i zwęża...

...ściany coraz bardziej strome i wysokie...
AKAPITPo drodze obserwujemy unoszące się w wielu miejscach dymy. Ogromna susza i wysokie temperatury na niedostępnych, porośniętych suchą trawą zboczach powodują pożary, z którymi usiłują walczyć niewielkie pożarnicze samolociki. Widzieliśmy takie schodząc z Jezerskiego Vrhu. Chyba skutek tego gaszenia jest mizerny, bo dymów widać naprawdę sporo. Na jakiś czas opuszczamy kanion Moračy, by przez chwilę podążać ponad doliną jej dopływu – Malej Rijeki. Mala Rijeka jest w tej chwili bardzo „mala”, a właściwie nie ma jej w ogóle. 

...unoszące się...

...w wielu miejscach...

...dymy

...właściwie nie ma jej w ogóle...
AKAPITWidzimy kompletnie wyschnięte kamienne koryto, nad którym już po chwili ukazuje się ogromny kratownicowy most podparty na czterech betonowych podporach. Jego położenie w stosunku do naszego pociągu jest takie, iż moim zdaniem tylko cud mógłby spowodować, że przez niego przejedziemy. Cud jednak się zdarza! Ku mojej radości pociąg na krótkim odcinku robi zwrot o 180 stopni i wyraźnie kieruje się na most. To właśnie niegdyś największy na świecie, niemal 500 metrowej długości kolejowy wiadukt „Mala Rijeka”, zawieszony prawie 200 m nad dnem doliny. Przed mostem pociąg zatrzymuje się i rusza dopiero na zezwalający sygnał dróżnika urzędującego na jego początku. Most jest też o tyle ciekawy, że jego przebieg łukowato zakręca, a tuż za obydwoma przyczółkami torowisko natychmiast znika w skalnych tunelach. Będąc już na przeciwległym stoku doliny, widzimy nitkę szlaku kolejowego odcinającą się wyraźnie na tle ciemniejszego zbocza. Po kilku minutach jazdy pociąg ponownie zakręca o 180 stopni i wraca do doliny Moračy. Na jej dnie dostrzegamy wijącą się wzdłuż rzeki wstążkę drogi, która jest głównym szlakiem komunikacyjnym ze stolicy na północ kraju i dalej do Serbii.

...ogromny kratownicowy most...

...pociąg na krótkim odcinku robi zwrot...

...kieruje się na most
AKAPITW miarę upływu czasu droga ta oddala się od nas bardziej i bardziej. Oddala się w pionie ponieważ nasz pociąg powoli, ale systematycznie wznosi się coraz wyżej i wyżej. W okolicy stacyjki Lutovo różnica poziomów dochodzi do 500 m. Zastanawiam się kto mógłby chcieć tu wysiąść, bo po drugiej strony wagonu wznosi się równie pionowa ściana, tyle że 500 m w górę. Zapewne wysiadają tu jedynie pracownicy czarnogórskich kolei zmieniający się na posterunku.




AKAPITZa Lutovem na kilka długich minut zagłębiamy się pod ziemię. Nie wiem jakiej długości jest tunel, ale mnie wydaje się jeszcze dłuższy niż „Sozina”. Być może jednak pociąg jedzie tu wolniej i stąd to wrażenie. -(To tunel „Trebesica” – 5122m długości. -[przyp. autora])

Około 500 m niżej biegnie droga

Kanion Moračy

Stacja Lutovo
Gdy w końcu wyjeżdżamy na światło słoneczne, nagle wydaje się, że znaleźliśmy się w zupełnie innej strefie klimatycznej. Dotąd widzieliśmy tylko skaliste urwiska porośnięte jakąś szczątkową roślinnością. Teraz widzimy grzbiety wzgórz przykryte gęstym, intensywnie zielonym, liściastym lasem i płożące się i ich stóp doliny pokryte soczyście szmaragdową trawą.

Stacja Lutovo

Przed tunelem Trebesica

Za tunelem Trebesica

Na horyzoncie góry Maganik i ściana kanionu Mrtvice

Stacja Kos
AKAPITJeszcze kilka tuneli (w tym „Ostrovica” – 3827 m długości. [przyp. autora]) i wjeżdżamy do doliny kolejnej rzeki. Tym razem jest to znana nam już Tara. Gdzieś w tej okolicy znajduje się najwyżej położony punkt trasy. Znakiem tego dalej będzie już z górki. Za oknami cały czas widać zielone doliny, a w dali wysokie, miejscami skaliste -szczyty. -To -góry -Sinjavina -(źródła -podają -też -Sinjajevina). -Podążając

Stacja Kolašin


Kolašin, a w oddali góry Sinjavina
cały czas z biegiem Tary, pociąg dojeżdża w międzyczasie do Mojkovaca. Mamy zamiar go zwiedzić w drodze powrotnej. Za Mojkovacem i następnym dość długim tunelem (Tunel „Mojkovac” – 3243 m długości [przyp. autora]) pociąg przejeżdża przez kolejny znany wiadukt – Slijepač Most (nigdzie nie znalazłem danych na temat jego rozmiarów, ale są imponujące [przyp. autora]) i lokuje się po lewej stronie doliny, tak że aby widzieć cokolwiek prócz skarpy, jesteśmy zmuszeni zaglądać przez okno mieszczącego się obok nas przedziału. Przy okazji zauważamy, że część podróżujących nim pasażerów to Polacy – czytają polskie książki.

...pociąg dojeżdża do Mojkovaca

W dali widoczny trójkątny kształt Hotelu Palas

...zaglądać przez okno przedziału
AKAPITDo Bijelo Polje zbliżamy się około 12:30. Najpierw przejeżdżamy przez całą miejscowość, właściwie ją mijając. Dworzec kolejowy znajduje się bowiem około 2,5 km od centrum miasta. Wysiadamy i jeszcze na peronie dopadają do nas czarnogórscy celnicy czy też pogranicznicy. Jeden z nich prosi o paszporty. Trochę się dziwimy, ale co robić – mają władzę. Co prawda to ostatnia stacja przed granicą, a i pierwsza patrząc od drugiej strony, wiec praktycznie to tutaj odbywa się kontrola graniczna, jednak przecież my przyjechaliśmy od strony wybrzeża, a nie z Serbii. Mundurowy przez dłuższą chwilę przegląda nasze dokumenty i już chce wbić w nich pieczątkę, ale coś mu jednak nie pasuje. Jeszcze raz przegląda, patrzy na nas – musiał zauważyć, że w paszportach już są wjazdowe pieczątki do Czarnogóry, a wyjazdowych nie ma. W końcu pyta skąd przyjechaliśmy.
AKAPIT– No, facet – myślę sobie – coś mi się wydaje, że ty w ogóle tu nad bufetem nie panujesz. W końcu skądże moglibyśmy przyjechać jedynym w tej chwili na stacji pociągiem, jak nie z południa kraju? Ale nic, spokojnie odpowiadam:
AKAPIT– z Sutomore.
AKAPITSpoziera na nas jeszcze raz z pod daszka mundurowej czapki, rzuca okiem za siebie na pociąg, pewnie patrzy z której strony stoi lokomotywa, macha ręką i ze śmiechem oddaje nam paszporty.
AKAPITNie niepokojeni już przez nikogo wychodzimy z dworca. Słońce wisi w zenicie i jest gorąco, jednak temperatura w cieniu jest tu i tak o co najmniej 10 stopni niższa niż na wybrzeżu. Szybkim marszem idziemy w kierunku centrum.

 ...ulicą sprawiającą wrażenie miejskiego deptaka
AKAPITBijelo Polje jest czwartym co do wielkości miastem Czarnogóry oraz głównym ośrodkiem administracyjnym, kulturalnym, oświatowym i ekonomicznym północy kraju. Zamieszkuje go około 15,5 tysiąca ludności, z której znaczna część to muzułmanie. Miasto bowiem aż do 1912 roku należało do Imperium Osmańskiego. Zabudowa pochodzi głównie z lat 70 i 80 ubiegłego wieku, więc zabytków zbyt wielu tutaj nie ma, ale miejscowość jest za to ciekawie położona wśród zielonych wzgórz, w dolinie rzeki Lim. Oczywiście jak w chyba wszystkich miastach Czarnogóry, tak i tu pełno jest kawiarni i kawiarnianych ogródków, które mimo wczesnej pory wcale nie świecą pustkami. Idziemy przez chwilę ulicą sprawiającą wrażenie miejskiego deptaka. Ponieważ pora robi się odpowiednia, rozglądamy się równocześnie za czymś do jedzenia. Nie widząc ciekawszej możliwości, decydujemy się na pizzę. Bierzemy na wynos i sadowimy się na ławce w parku przy fontannie. Na przeciw nas stoi pomnik. Sądząc po charakterystycznych pozach figur, jest to pomnik bojowników o wolność Czarnogóry.


Centrum miasta

AKAPITW mieście widać bardzo dużo napisów cyrylicą. O wiele więcej niż gdziekolwiek do tej pory. Na jednym z okolicznych wzgórz zauważam wielką, czerwoną gwiazdę, zapewne pamiątkę po marszałku Tito. Dla równowagi w centrum stoi konstrukcja w kształcie kuli ziemskiej, którą oplatają gwiazdy tym razem żółte. Czyżby ciągoty unijne?
AKAPITPizza jest taka sobie, ale zapycha nas w miarę skutecznie. Pora ruszać dalej. Mamy zamiar znaleźć dworzec autobusowy i pojechać do Mojkovaca, zobaczyć go (bo określenie „zwiedzić” byłoby raczej nadużyciem) i złapać tam pociąg powrotny. Po kilku minutach dochodzimy do niewielkiego budyneczku, który dumnie mieni się dworcem. I w tym właśnie momencie odjeżdża z pod niego autobus z tablicą „Mojkovac” za szybą. Właściwie moglibyśmy próbować go jeszcze zatrzymać, ale tuż obok jest spory plac targowy i chcemy jeszcze zobaczyć, czym tu się handluje. A handluje się, jak to w takich miejscach, wszystkim. Są owoce i jarzyny, jest nabiał i mięso, jest oczywiście i rakija, a także cała masa różnych tak zwanych przydasi.


Są owoce i jarzyny...

...cała masa różnych przydasi...
AKAPITWracamy na dworzec. Rozkład jazdy trochę burzy nam koncepcję podróży. Na kolejny autobus musielibyśmy czekać dobrze ponad godzinę. Do tego jest niedziela i wcale nie mamy pewności czy ten autobus w ogóle dziś pojedzie. Po krótkim namyśle postanawiamy więc spróbować autostopu. W końcu w najgorszym razie zatrzymamy ten właśnie autobus. Jako ciekawostkę zauważam, że moglibyśmy stąd pojechać do... Istambułu. Nie decydujemy się nie tylko dlatego, że musielibyśmy zaczekać do następnej środy.
AKAPITZmierzając do drogi wylotowej z miasta, zauważamy dwie wysokie, murowane wieże. Gdy podchodzimy bliżej, okazują się przybudówkami czy też raczej dzwonnicami niewielkiej cerkiewki. To cerkiew świętych Piotra i Pawła, najważniejszy z nielicznych obiektów zabytkowych w mieście.  Została ufundowana pod koniec XII wieku przez Mirosława, brata serbskiego żupana Stefana Nemanji. To w niej powstała tzw. Ewangelia Mirosława – najstarsza zachowana na terenie byłej Jugosławii księga napisana cyrylicą. Wewnątrz cerkwi można obejrzeć dobrze zachowane freski. I tylko te dwie wieże moim zdaniem zupełnie nie pasują skalą do maleńkiej, zbudowanej na planie krzyża świątyni.

AKAPITMiejsce na uprawianie autostopu musi być wybrane szczególnie starannie. Mało który kierowca zatrzyma się o tak, byle gdzie. Do tego szukamy terenu zacienionego, bo słonko cały czas mocno operuje. Na szczęście znajdujemy niewielką zatoczkę i rozpoczynamy polowanie. Stoimy i machamy. Machamy i stoimy. I nic. Samochody przejeżdżają obok nas, a kierowcy nie przejawiają żadnego zainteresowania naszym losem. Tiaaa... to jest ta legendarna czarnogórska uczynność i chęć niesienia pomocy podróżnym? W końcu po jakichś 20 minutach bezowocnego machania zatrzymuje się obok nas błękitny van. Rzut oka na tablice rejestracyjną i lekka konsternacja. Literka E pod wianuszkiem unijnych gwiazdek bez cienia wątpliwości wskazuje na ojczyznę flamenco. Hiszpańskiego ni w ząb nie znamy, ale po angielsku spróbować nie zawadzi. Szybko okazuje się, że moje obawy są bezpodstawne, bo kierowca mówi po serbsku. No tak, z tym że dla nas to prawie tak, jakby mówił po hiszpańsku... Niemniej jednak jakoś się dogadujemy, jak to Słowianin ze Słowianinem. Z mężczyzną jedzie jego kilkuletni wnuk i jak po chwili wynika z rozmowy, tylko on uczy się angielskiego. A właściwie dopiero zaczyna się uczyć, więc też z nami nie pogada. Niestety nie jadą do Mojkovaca tylko w kierunku Berane, a to oznacza, że w najlepszym przypadku podwiozą nas jakieś 5 km do skrzyżowania dróg. Nie grymasimy, bo to i tak do przodu. Zasiadamy w wygodnym klimatyzowanym wnętrzu. Próbujemy rozmawiać. Mówimy skąd przyjechaliśmy i ogólnie co robimy w Czarnogórze. Nasz kierowca w zasadzie jest Niemcem, to znaczy przynajmniej mieszka w Niemczech, a do Czarnogóry przyjechał do rodziny. Nie chcemy już nawet dociekać skąd hiszpańskie tablice.
AKAPITKilka minut wspólnej jazdy szybko mija i już po chwili wysiadamy w okolicy rozwidlenia dróg na Mojkovac i Berane. W rejonie samego skrzyżowania jest posterunek tutejszej policji drogowej, widzimy też i mundurowych uwijających się wśród zatrzymanych samochodów. Musimy zatem kawałek odejść, bo znając życie, w tym miejscu nikt się nie zatrzyma nie zmuszony ręką inną niż uzbrojoną w lizak.
AKAPITKurcze, ani pobocza, ani zatoki, ani nawet zwykłego wjazdu gdziekolwiek. Tylko jezdnia, a zaraz obok rów i krzaki. Nawet iść tędy nie jest zbyt bezpiecznie. O cieniu nawet szkoda marzyć. A słonko w dalszym ciągu pracuje bez wytchnienia. W końcu decydujemy się stanąć. Odległość od skrzyżowania jest już chyba bezpieczna, choć w polu widzenia policjantów -pewnie -pozostajemy. Na -szczęście oni są

Slijepač Most. 
wyraźnie bardziej zainteresowani samochodami. Stoimy i machamy. Machamy i stoimy. I znowu nic. Znowu mija jakieś 20 minut i gdy zaczynamy się już z lekka niepokoić, z piskiem opon zatrzymuje się obok nas czarne Audi. Tym razem literki BIH na tablicy rejestracyjnej wskazują na mieszkańca Bośni i Hercegowiny. A więc znów nie Czarnogórzec... Wskakujemy. Kierowca jest młody i od razu dynamicznie rusza. Jak się okazuje rzeczywiście jest Bośniakiem i do tego zna angielski więc możemy się w miarę dobrze porozumieć. Na stałe mieszka w Australii, a teraz przyjechał z rodziną na wakacje do Budvy. Właśnie tam wraca, będzie więc jechał przez Mojkovac. Przez krótką chwilę rozważam w myślach czy nie jechać z nim do końca, ale styl jego jazdy, ostry i dość brawurowy, w połączeniu z trasą wiodącą serpentynami kanionu Moračy mógłby mieć zgubny wpływ na stan psychiczny mojej małżonki. Po kilku minutach mijamy Slijepač Most, przez który jechaliśmy pociągiem. Dopiero teraz widzimy ogrom, a jednocześnie lekkość tej konstrukcji, choć i tak z perspektywy drogi widać jedynie jej fragment. Dla wyobrażenia jego wielkości powiem tylko, że lokomotywa z czterema wagonami mieści się pomiędzy dwiema podporami mostu widocznymi po obu stronach drogi.
AKAPITTuż przed godziną 15 wysiadamy przy dworcu autobusowym w Mojkovacu. Zwyczajowo utrwalamy rozkład jazdy. Tak na wszelki wypadek, bo choć mamy zamiar wracać pociągiem, to posiadanie planu B jeszcze nikomu nie zaszkodziło.
AKAPITMojkovac, podobnie jak Bijelo Polje, do 1912 roku był pod panowaniem Imperium Osmańskiego, ponieważ przepływającą obok miasta rzeką Tara biegła granica. Niedaleko Mojkovaca na początku stycznia 1916 roku rozegrała się bitwa, w czasie której I Sandżacka Dywizja Czarnogórska dowodzona przez generała Janko Vukotićia zatrzymała armię austro-węgierską, osłaniając wycofujące się oddziały serbskie. Ciekawostką jest fakt, iż jako jedyna kobieta w bitwie tej uczestniczyła córka generała, Vasilija Vukotić, pełniąca funkcję łączniczki. Bitwa, pomimo że wygrana, nie wpłynęła jednak na losy wojny, ponieważ wojska austro-węgierskie przełamały front w okolicy masywu Lovćen i zajęły ówczesną stolicę kraju Cetinje, skutkiem czego Czarnogóra utraciła suwerenność. Na pamiątkę tej bitwy w okolicy skrzyżowania drogi Pogdorica – Belgrad z drogą wiodącą do mostu Đurđevića Tara postawiono obelisk.
AKAPITWspółczesny Mojkovac to osada robotnicza, której mieszkańcy do niedawna zatrudnieni byli głównie w miejscowej fabryce mebli i okolicznych tartakach. Z racji swojego położenia mógłby być doskonałym ośrodkiem turystycznym, jednak Czarnogórcy chyba nie potrafią tego potencjału wykorzystać. To tutaj ma swój początek jedna z największych atrakcji Czarnogóry – kanion Tary. Ponadto miasto leży na zboczu masywu Bjelasicy, który częściowo jest objęty Parkiem Narodowym Biogradska Gora. We fragmencie widocznym z miasteczka przypomina nieco nasze Bieszczady, choć wysokością i charakterem głównych szczytów zbliżony jest bardziej do Tatr Zachodnich. Po drugiej stronie doliny Tary leży o wiele bardziej rozległy masyw gór Sinjavina.
AKAPITWchodzimy do centrum miasta, które stanowi niewielki ryneczek. Honorowe miejsce zajmuje na nim pomnik zwycięskiego generała Vukotićia. Na tyłach rynku odnajdujemy niewielki obelisk, poświecony poległym w wojnach lokalnym bohaterom. Po datach śmierci sądząc, upamiętnia on ofiary wojny bałkańskiej z lat 90 XX wieku. Widać z tego miejsca również miejscowy cmentarz położony dosłownie tuż przy osiedlu mieszkaniowym. Odwołując się do czarnego humoru, przypomina mi się stary kawał o kimś, kto niegdyś mieszkał na przeciw cmentarza, a teraz mieszka naprzeciw domu...

Mojkovac i Góry Bjelasica

Pomnik gen.Vukotićia


Niezły widok

...lekko zapomniany...

...i zaniedbany...
AKAPITRozglądając się po nieco dalszej okolicy, widzimy wzgórza Bjelasicy. Będą musiały zaczekać na inną okazję, choć zielone połoniny na grzbietach wyglądają naprawdę kusząco i znajomo. Kręcimy się trochę po miasteczku. Cicho tu i spokojnie, bo Mojkovac, mimo że biegnie tędy jedna z głównych dróg Czarnogóry, wygląda na lekko zapomniany i zaniedbany. Nawet bardzo charakterystyczny o trójkątnym, tarasowym kształcie, pamiętający czasy komuny budynek Hotelu Palas nie jest chyba mocno obłożony. Tylko stojąca opodal niego świątynia Narodzenia Chrystusa sprawia wrażenie nowej. Aż za nowej. Wnętrze wygląda tak, jak gdyby malarz za punkt honoru postawił sobie nie pozostawienie nawet centymetra kwadratowego powierzchni nie pokrytej malowidłami. Dochodzimy do dwóch mostów na Tarze. Są tak blisko siebie, że jeden z przyczółków mają wspólny. Zapewne niegdyś był tu jeden most, węższy i wyraźnie starszy, z kamiennym, łukowatym przęsłem. Drugi, betonowy, został prawdopodobnie -wybudowany aby -„wyprostować” -drogę w -kierunku na

Niemal jak Caryńska

Rezerwat Biogradska Gora

Pink rulez!




Bijelo Polje. Drogę, która zapewne z biegiem czasu zyskała większą rangę od tej prowadzącej wzdłuż kanionu. Wody w rzece jest mało, ale nie przeszkadza to młodym chłopakom w skakaniu z brzegu na główkę. I tylko po kolorze wody można się zorientować, że są miejsca, gdzie dno jest zapewne oddalone od powierzchni o dobrych kilka metrów. Z mostu widać ciągnącą się kilometrami dolinę Tary przechodzącą dalej w kanion. Niecałe 50 km stąd jest most, który odwiedziliśmy kilka dni temu.

Nowy most na Tarze

Wody w rzece jest mało...
AKAPITNa prawym brzegu rzeki widzimy ogromny, bardzo starannie wyrównany plac. Wygląda dość zagadkowo, bo wystarczyłby spokojnie jako lądowisko dla niewielkiego samolotu. Plac jest zdecydowanie za duży na parking, a tylko takie przeznaczenie wydaje mi się w tym miejscu w miarę logiczne. (Jak ustaliłem po powrocie do domu, kiedyś był tu ogromny osadnik z wysypiskiem, należący do pobliskiej kopalni srebra cynku i ołowiu Brskovo, mieszczącej się w górach Bjelasica. W okresie działania kopalni w latach 1976-91 na obszarze ok. 19 ha zgromadzono ponad 2 miliony ton trujących odpadów. Po zaprzestaniu wydobycia z biegiem czasu tama zabezpieczająca składowisko przed wydostawaniem się z niego toksycznych substancji uległa rozszczelnieniu i zaczęła zagrażać katastrofą ekologiczną przepływającej tuż obok Tary. Na skutek przedostawania się w to miejsce ścieków komunalnych z miasta i intensywnych opadów deszczu, powstał tu zbiornik wodny i zaistniały warunki do rozwoju roślin. Miejsce to upodobały sobie również niektóre gatunki ptaków. Jednak jezioro tylko pozornie nadawało się do życia. W głębi tkwiły cały czas ogromne ilości toksycznych zanieczyszczeń, w tym wielu związków metali ciężkich, które według przeprowadzonych badań miały wpływ na zwiększenie ilości zachorowań na choroby nowotworowe i górnych dróg oddechowych na terenie Mojkovaca. Od 2004 roku trwała rewitalizacja tego terenu polegająca na osuszeniu jeziora, wzmocnieniu tamy i przykryciu terenu czymś w rodzaju sarkofagu zabezpieczającego przed opadami atmosferycznymi. My widzieliśmy tylko górną powierzchnię tego mogilnika. Aktualnie planowana jest budowa na tym terenie dużego kompleksu obiektów rekreacyjnych. [przyp. autora])

Z lewej góry Bjelasica, z prawej Sinjavina. Po lewej stronie drogi leży miasto, po prawej ogromny mogilnik z milionami ton toksycznych kopalnianych odpadów
AKAPITOkoło 16 idziemy na dworzec kolejowy. Nie widać tu wielkiego ruchu, ale sami też nie jesteśmy. Są dwie anglojęzyczne turystki z plecakami i... tyle. Gdzieś po budynku stacji kręci się znudzony zawiadowca, jest też dziewczyna pracująca w bufecie. Bo nawet bufet tu jest. Ale po ilości pociągów na dobę sądząc, korzystają z niego chyba głównie robotnicy kolejowi. A tych zapewne jest tu więcej niż pasażerów, bo linia kolejowa jest aktualnie modernizowana w ramach projektu finansowanego przez Unię Europejską i w rejonie stacji stoi sporo robotniczych baraków. W każdym razie jest bufet i bufetowa w fartuszku, jest nawet jadłospis. Krótki i zwięzły na każdy dzień tygodnia. I Stały. Oczywiście z racji trudności translacyjnych nie podejmę się zacytowania w przetłumaczonym oryginale, ale przykładowo ujmę to tak: jeśli dziś środa, to mamy flaki.
AKAPITDo odjazdu pociągu zostało nieco ponad godzinę, przynajmniej tak wynika z rozkładu jazdy. Jakkolwiek modłą czarnogórską rozkład jest bogato upstrzony poprawkami i korektami, to nasz pociąg widnieje na nim nietknięty, rzekłbym dziewiczy. Jest i na rozkładzie przyjazdów, i odjazdów. Do tego jest to pociąg międzynarodowy z Belgradu, co jeszcze bardziej umacnia jego wiarygodność. Żeby mieć całkowitą pewność, sprawdziłem wcześniej, że pociąg ten figuruje również na rozkładach w Barze i Podgoricy. Znaczy, na pewno pojedzie.
AKAPITMoże się spóźni, ale pojedzie.
AKAPITO 17:11 pojedzie.

Stacja Mojkovac
AKAPITNadwyżki czasu przeznaczam na dokładne obejrzenie stacji i stojącego w jej obrębie taboru. Zresztą tabor ten nie jest ani zbyt liczny, ani urozmaicony. Właściwie są to głównie maszyny służące do remontowania szyn. Gdy snuję się po peronie, przejeżdża nawet niewielka drezynka na oko mogąca być starszą ode mnie. W budynku dworca jest dość obskurna poczekalnia, ale nie ma kasy. Podchodzę więc do okienka, przy którym siedzi kolejarz i pytam o bilety. Ten bierze karteczkę kaligrafuje: -5,80 €, -ale -gdy chcę

...na oko mogąca być starszą ode mnie...
zapłacić i wyciągam pieniądze, macha rękami i mówi coś, z czego wnioskuję, że bilety trzeba będzie kupić w pociągu. Nie ma sprawy.
AKAPITCzekamy dalej...
AKAPITChodzę z wolna w tę i z powrotem po pustym peronie. Siedzenie w jednym miejscu nie leży w mojej naturze.
AKAPITGdy ja spaceruję po stacji, Basia nawiązuje kontakty z miejscowymi. Wszystko przez brak kofeiny we krwi. Wiedziona nieposkromioną żądzą uzupełnienia jej poziomu zamówiła sobie kawę w dworcowym bufecie. Siedzi teraz przy stoliku i konwersuje z bufetową. Właściwie to głównie odpowiada na pytania ciekawej wszystkiego młodej Czarnogórki: ile ma lat, a gdzie pracuje, a ile ma dzieci, a gdzie mąż pracuje i co w ogóle robimy w Czarnogórze? Rozmawiają sobie po angielsku. Może nie jest to angielski na poziomie FCE, ale dogadują się nieźle. Jak to kobieta z kobietą.
AKAPITKoło godziny 17 zaczynamy się z lekka ogarniać i zbierać do mającego przecież zaraz nadjechać pociągu. Zastanowienie wzbudza we mnie tylko jedna kwestia. Na stacji nie ma ani jednego miejscowego pasażera. A tu cudów nie ma. Niemal zawsze ktoś z okolicznych mieszkańców czeka na pociąg, zwłaszcza jeżeli ten przyjeżdża tak rzadko. Bufetowa widząc nasze ruchy lekko się dziwi i nagle stwierdza, że teraz żadnego pociągu nie będzie. Będzie, owszem, ale dopiero po siódmej. Kiedy próbuję oponować, że jest przecież na rozkładzie no i w ogóle, i że jak to i dlaczego? – macha tylko ręką. Dziś jest tylko jeszcze jeden pociąg i będzie po siódmej. Koniec, kropka.
AKAPIT– Jasna cholera – rzucam z cicha do siebie (oczywiście to skrócona i mocno złagodzona transkrypcja frazy, która wykrystalizowała z moich myśli) – jeżeli pociąg odjedzie po godzinie 19, o ile rzecz jasna w ogóle odjedzie, bo moje zaufanie do instytucji Željeznički prevoz Crne Gore właśnie przed chwilą poleciało na ryj, to nie zdążymy w Sutomore na ostatni autobus do Petrovača. I takim sposobem będziemy w ciemnej dupie, skazani na autostop, który jak do tej pory szedł nam co prawda może i nie najgorzej, ale też bez spektakularnych sukcesów. Dziewczyna przecież by nas nie wprowadzała w błąd, bo niby po co, a pracując na tej stacyjce jest chyba nieźle zorientowana. O odkryciu rozkładowego pociągu widmo informujemy dwie oplecakowane turystki, które tak jak my czekały i tak jak my już szykowały się do odjazdu. Teraz tak jak my są mocno rozczarowane, ale nie tak jak my zdeterminowane, bo z racji posiadania z sobą pełnego dobytku i chyba nie do końca sprecyzowanych planów noclegowych wcale im się nie spieszy. My po krótkim namyśle postanawiamy pojechać autobusem, one zostać i czekać na pociąg. Życzymy sobie wzajemnie szczęścia w podróży, bo coś mi się wydaje, że będzie nam ono bardzo potrzebne.
AKAPITWcześniej sprawdziliśmy, że o 17:50 i 18:00 powinny jechać autobusy w kierunku Podgoricy. Niestety czeka nas powrót w rejon mostów, a to około 1,5 kilometra. Na dworzec autobusowy byłoby jeszcze dalej, ale tradycyjnie nie mamy zamiaru płacić kasowego haraczu. Idziemy zatem spacerkiem 20 minut i ustawiamy się na poboczu. To miejsce ma tę zaletę, że doskonale widać oddalony o jakieś 500 m dworzec autobusowy i wyjeżdżające z niego autobusy. Tyle, że jest niedziela i tych autobusów zbyt wiele nie ma. Zasadniczo to w ogóle ich nie ma. Jeden owszem, na dworzec wjechał.
AKAPIT– Dobra nasza – myślę sobie – pewnie zaraz ruszy dalej do Podgoricy.
AKAPITAle mijają kolejne minuty, a tu nic. Widziany jakiś czas temu przed wjazdem na dworzec autobus znikł jak sen złoty i nie ma zamiaru ponownie się pojawić.
AKAPITMinęła 17:50, stoimy, autobusu nie ma.
AKAPIT17:55 – autobusu nie ma.
AKAPIT18:00 – autobusu, tym razem już kolejnego, nie ma.
AKAPITZaczynamy się zastanawiać czy to miasto ma w sobie jakiś magnetyzm, który nie pozwala go opuścić? Coś jak Soho na Manhattanie w filmie Martina Scorsese „Po godzinach”, z którego bezskutecznie próbuje się wydostać znudzony życiem informatyk zwabiony tam przez dziwaczną znajomą. Sytuacja zaczyna przypominać koszmarny sen. Nie możemy trafić z powrotem do miejsca z którego wyszliśmy, bo cały czas te same i z pozoru właściwe drzwi prowadzą do zupełnie innego pokoju.
AKAPITNa 18:15 ustalamy deadline i nie doczekawszy się autobusu, wracamy na dworzec kolejowy. Trudno, pojedziemy pociągiem po godzinie 19, a w Sutomore będziemy się martwić co dalej. Co za tym idzie, znów czeka nas 1,5 km marszu. Po drodze po raz kolejny mijamy tutejszą remizę strażacką, przed którą stoją dwa wozy bojowe. Tu wyraźnie przeszłość wita się z teraźniejszością. Oglądamy też spokojnie przydrożną tablicę informującą o szlakach turystycznych, by w końcu ruszyć ku stacji. Gdy jesteśmy jakieś 200 m od niej, nagle słyszę głos kolejowego sygnału. Nie ma mowy o pomyłce. To nic innego tylko nadjeżdżający pociąg. Nie może być daleko, bo tuż za miastem zaczyna się tunel. No fajno, ale jest dopiero wpół do siódmej!? Nie zastanawiamy się jednak długo i przyspieszamy. Na peron wchodzimy dokładnie wtedy, gdy pociąg zbliża się do stacji. Uffff... mieliśmy sporo szczęścia!
AKAPITJust on time – uśmiecham się do dwóch stojących już na peronie znajomych turystek.

AKAPITYou are really lucky – odpowiada jedna z nich.
AKAPITZauważa nas również młoda bufetowa i po minie widzimy, że kamień spadł jej z serca, bo niechcący wprowadziła nas w błąd. Okazuje się, że jednak niezbyt dokładnie znała rozkład jazdy. Pociąg o 17:11 faktycznie z jakichś powodów nie przyjechał, ale następny w rozkładzie – 18:33 z Bijelo Polje już tak. Tyle że my zwiedzieni jej słowami prawie w ogóle nie braliśmy go pod uwagę. No właśnie – prawie – stąd ten deadline nieco podświadomie ustalony tak, by jednak w razie czego zdążyć. I zdążyliśmy.

...pociąg zbliża się do stacji...

AKAPITZgodnie z moimi wcześniejszymi przewidywaniami na peronie czeka teraz prócz nas kilkoro miejscowych. Stalowa gąsienica pociągu wtacza się powoli na stację miarowo stukocząc kołami. Mam ochotę pogładzić lokomotywę po jej czerwonym trójocznym pysku. Wsiadamy z całkiem nielekką ulgą. Mojkovac to może i fajne miejsce do rozpoczęcia górskiej wędrówki, ale chyba wolelibyśmy nie nocować tu, zwłaszcza na dworcu w oczekiwaniu na kolejny pociąg.
AKAPITRuszamy. Na szczęście nie ma tłoku. Tym razem jedziemy osobowym. Cieszę się, bo choć wagony sprawiają wrażenie mocno wyeksploatowanych, pomimo kończącego się z wolna dnia będę mógł wystawić głowę za okno i coś pofotografować. Tradycyjnie zauważam mundurowych. Ci jednak, w przeciwieństwie do porannych, sprawiają wrażenie zajętych swoimi interesami. No cóż, to tylko lokalny osobowy, a nie międzynarodowy intercity... Odnajduje się też i brodaty, zwalisty konduktor. Pytam o bilety. Prowadzi mnie na bok
i pyta ile nas jest i skąd jesteśmy. Usłyszawszy, że z Polski, twarz mu od razu łagodnieje. Bierze karteczkę i kaligrafuje: 7 euro (nie wie cygan jeden, że ja wiem ile powinien kosztować bilet). Pod tą siódemką dopisuje drugą, że niby za dwie osoby, ładnie podkreśla i sumuje – 14 euro – wychodzi mu o dziwo dobrze. Teraz posyła mi długie, powłóczyste spojrzenie, klepie mnie protekcjonalnie w ramię, końcem długopisu pokazuje na jedną siódemkę, potem na swój obszerny, ubrany w porozpinany mundur tors, a następnie na drugą siódemkę i na mnie. Czuję się jak w domu. Nie mam wątpliwości, po prostu pojedziemy za połowę kasy -ale bez 
biletu. Cóż mam odpowiedzieć na takie korupcyjne acz milczące dictum, gdy na dodatek konduktor jest w wyraźniej komitywie z policjantami? Nie targuję się.
AKAPITStojąc w korytarzu, obserwuję zmieniające się za oknem krajobrazy. Co chwila wagon znika pod ziemią w jednym z niezliczonych tuneli. Oglądam kilka zachodów słońca, każdy za innym pasmem gór. W końcu słoneczna tarcza chowa się na dobre. Wyraźnie spada też temperatura, zamykam wiec okno choć pomaga to średnio, bo inne dookoła są pootwierane. W końcu wjeżdżamy do tego samego długiego tunelu po którym zaobserwowaliśmy zdecydowaną zmianę krajobrazów (tunel „Trebesica” [przyp. autora]). Gdy z niego wyjeżdżamy, owiewa mnie fala ciepłego powietrza. O ile po tamtej stronie gór było na oko mniej niż 20, to tutaj jest blisko 30 stopni. I znowu można wywiesić się za oknem. Niestety coraz mniej widać, bo jest mrok jest coraz gęstszy, ale za to ciekawe wrażenie robią światełka samochodów

...każdy za innym pasmem gór

...chowa się na dobre

...mrok jest coraz gęstszy...
jadących kilkaset metrów niżej kanionem Moračy. Zastanawiam się jakie wrażenie na ich kierowcach robi świecąca i do tego ruszająca się dżdżownica jadącego gdzieś tam w górze pociągu. Gdy zbliżamy się do Podgoricy, czuję zapach dymu i widzę w oddali liczne ogniska pożarów na górskich zboczach.
AKAPITNa koniec jeszcze jedna obserwacja. Konduktor to w czarnogórskim pociągu pan i władca. Jednego z pasażerów, oczywiście miejscowego, dość bezceremonialnie pyta wskazując na jego sporą torbę, czy ten nie ma tam piwa. Musiał iść na pewniaka, bo po chwili butelka się znajduje. Konduktor bez skrępowania otwiera ją i pije po czym pyta ile ma zapłacić. Oczywiście nie musze dodawać, że pytanie było zadane pro forma. W tym czasie w przedziale obok policjanci zagadują anglojęzyczne turystki z Mojkovaca. Na stacji w Podgoricy jeden z nich wysiada, usiłując trzymaną przed sobą służbową czapką ukryć butelkę z rakiją...
AKAPITDo Sutomore dojeżdżamy tuż po godzinie 22. Jesteśmy kilka minut spóźnieni, ale powinniśmy zdążyć. Mamy naprawdę dużo szczęścia tego dnia. Dużo szczęścia do zjawiania się w ostatniej chwili. Tuż po tym, jak dochodzimy do przystanku, nadjeżdża ostatni w tym dniu autobus w kierunku Petrovača – nasz autobus.
AKAPITTo był długi dzień. Długi, intensywny i pełen wrażeń. Dla mnie spokojnie starczyło by ich na kilka dni. Ale ten typ odpoczynku lubię. Plaża i smażenie cielska to zdecydowanie nie dla mnie, gdybym przez jakiś przypadek jeszcze o tym nie wspominał. Choć jutro planujemy nieco odpocząć w ten właśnie sposób.
AKAPITZoran już oczywiście śpi. On zapewne też miał ciężki dzień. Bezczynność jest przecież cholernie męcząca...

...ogniska pożarów na górskich zboczach
następny dzień...