Wstęp Główny Szlak Beskidzki Strona Główna
Etap I - Bieszczady Etap II - Beskid Niski Etap III - Beskid Niski i Sądecki Etap IV - Gorce Etap V - Beskid Żywiecki Etap VI - Beskid Żywiecki Etap VII - Beskid Śląski
dzień1 dzień2 dzień3 dzień4 dzień5 dzień6 dzień7
...poprzedni dzień

Dzień 2, 29 kwietnia 2010 r.

Wstajemy dość wcześnie rano. Wita nas uśmiechnięte słońce i niebieskie niebo. Ten ranek, jak wiele kolejnych, zaczynam posiłkiem własnej receptury. Składa się z płatków owsianych, otrębów, mielonego siemienia lnianego, kaszki mleczno-ryżowej, mleka w proszku i daktyli. Wystarczy taką mieszankę w odpowiednich proporcjach zalać wrzątkiem i powstaje całkiem smaczna breja. I, co najważniejsze, wysokoenergetyczna. Po zjedzeniu takiego śniadania dość długo nie odczuwam głodu. Mam tej mieszanki spory zapas. Basia zajada kanapki i popija nieodzowną kawą.

Dzisiaj idziemy na lekko. To oznacza, że w plecakach mamy tylko prowiant i jakieś zapasowe ubrania. Idzie się więc bezproblemowo i przyjemnie. Startujemy z Ustrzyk do Wołosatego. To tam tak na prawdę zaczyna bieg nasz szlak. Droga na tym odcinku jeszcze niedawno była słynna z racji większej powierzchni zajmowanej na niej przez dziury, niż asfalt, więc tym przyjemniej się idzie, że jest tam teraz nowiutka, równiutka nawierzchnia. Po drodze spotykamy rowerzystę. Siedzi na barierce i wystukuje coś na netbooku. Ciekawe czy łapie zasięg internetu. W Wołosatem napotykamy na pierwszych turystów. Nie ma ich wielu, a w dodatku prawie wszyscy idą bezpośrednio na Tarnicę. Nasz szlak wiedzie przez Przełęcz Bukowską i Halicz, mamy więc do przejścia trochę więcej. Basia robi mi pamiątkowe zdjęcie przy tabliczce oznaczającej początek lub, w zależności od upodobań, koniec szlaku.

...nowiutka, równiutka nawierzchnia...

...zdjęcie przy tabliczce...

Tarnica i Szeroki Wierch
Wnosimy w kasie opłatę za wejście do Bieszczadzkiego Parku Narodowego i ruszamy. Trasa na Przełęcz Bukowską jest łatwa. Biegnie cały czas wznosząc się lekko drogą, od czasu do czasu kamienną, od czasu do czasu asfaltową. Asfalt pamięta zapewne czasy generała, co się kulom nie kłaniał, ale idzie się nim całkiem wygodnie. Mimo że jest koniec kwietnia, wiosny wokoło nie widać. Drzewa są całkiem gołe i ledwie trawa się gdzieniegdzie zieleni. Po drodze mijamy spore rozlewisko, jak się okazuje w pewnym sensie sztuczne, bo zbudowane przez bobry, których żeremie widać opodal.

Gdy dochodzimy na przełęcz, otwierają się przed nami zapierające dech widoki na Połoninę Bukowską i ukraińską część Bieszczadów. Kiedyś można byłoby iść dalej na wschód. Teraz niestety drogę zamyka granica. Robimy krótki postój przy pachnącej świeżym drewnem nowiutkiej wiacie.

...wznosząc się lekko drogą...

...mijamy spore rozlewisko...

...dochodzimy na przełęcz...

...ukraińską część Bieszczadów...

...drogę zamyka granica...

...robimy krótki postój...

Panorama z Rozsypańca w kierunku wschodnim
Po uzupełnieniu zapasów energetycznych batonami, ruszamy dalej. Schodzimy z wygodnej drogi w lewo i ścieżką pniemy się w górę na Rozsypaniec (1280m). Im wyżej wchodzimy, tym szerszą mamy perspektywę. Słoneczko dalej przyświeca, ale pojawia się silny wiatr. Z jednej strony lepiej, bo nie odczuwamy gorąca, ale czasem w zacisznych miejscach trzeba się rozbierać z kilku warstw.

Na Rozsypańcu

Halicz z Rozsypańca

W drodze na Halicz

Panorama z Rozsypańca w kierunku zachodnim
Gdzieniegdzie w załomach na północnych stokach coś bieleje. Jak się okazuje, jest to śnieg. W tym roku leży wyjątkowo długo, ale zima też do krótkich nie należała. Wyżej nie ma już mowy o żadnej roślinności. Jest tylko zeszłoroczna sucha trawa w kolorze pustynnego piasku, tu i ówdzie poprzetykana czerwieniejącymi krzaczkami borówki. Na zboczach widać też, jakby wpełzające do góry, ciemniejsze języki bezlistnego jeszcze lasu. Od czasu do czasu słychać pokrakiwanie kruków, unoszących się na silnych podmuchach wiatru. Wchodzimy na Halicz (1333 m) i tu robimy kolejny przystanek. Przez kilka minut rozglądamy się wokoło i podziwiamy piękną, szeroką panoramę. Po chwili trawersujemy ścieżką zbocze Krzemienia. W napotkanym źródełku uzupełniamy zapas wody i schodzimy na Przełęcz Goprowską. Jesteśmy tu nieco osłonięci od wiatru, więc od razu robi się gorąco. Nie po raz ostatni dziś będziemy się przebierać.

...rozglądamy się wokoło...

Na Haliczu

...trawersujemy ścieżką zbocze Krzemienia...
Kierując się na przełęcz pod Tarniczką, przechodzimy przez jęzor białej zimowej pozostałości. Wdrapujemy się na Tarnicę (1346 m). Tu widać już, że weekend się zbliża. Do tej pory na szlaku byliśmy niemalże sami. Teraz ludzi jest znacznie więcej. Na szczycie Tarnicy stoi ogromny metalowy krzyż. Oczywiście katolicki, choć te tereny od wieków związane były z kościołami greckokatolickim i prawosławnym, a nie katolicyzmem rzymskim. Ot, taka nowa tradycja. Nawet nie bardzo da się napisać, że świecka. Na każdej górze postawić krzyż...

...jęzor białej, ziimowej pozostałości...

Halicz z Tarnicy

...ogromny metalowy krzyż...
Z Tarnicy rozciąga się piękny widok na pasma połonin - Caryńskiej i Wetlińskiej, Wielkiej Rawki i bliżej - Bukowego Berda, Halicza i Rozsypańca. Widać oczywiście i ukraińską część Bieszczadów. Widzimy również Szeroki Wierch, którym już za chwilę będziemy schodzić w kierunku Ustrzyk.

Panorama dookolna z Tarnicy
Mały posiłek dodaje nam energii, ale nie siedzimy długo na szczycie z uwagi na zimny wiatr. Wieje solidnie przez całą drogę Szerokim Wierchem. Dopiero górna granica lasu daje nam schronienie. Zejście jest dość strome i długie. Pod koniec zaczynam czuć lekkie sygnały z kolan: "mamy dość!". Na szczęście do celu jest już niedaleko i nie mam na sobie ciężkiego plecaka. Co będzie dalej? No cóż - zobaczymy. Wolałbym nie martwić się na zapas, ale to nie wróży dobrze. Schodzimy do Ustrzyk. W gospodzie zjadamy coś na ciepło i wypijamy na spółkę jednego Gingersa. Przy okazji Basia poznaje jednego bardzo sympatycznego futrzaka. Jest owczarkiem francuskim i ma dopiero cztery miesiące. Po krótkim tarmoszeniu wracamy do naszej kwatery.

Na Szerokim Wierchu

...schodzimy do Ustrzyk...

...sympatycznego futrzaka...
Pierwszy dzień i pierwsze kilometry mamy za sobą. Dziś szło nam się miło, łatwo i przyjemnie. Można nawet zaryzykować stwierdzenie - rekreacyjnie. Taki sympatyczny dzień na rozruch mięśni i aklimatyzację. Jutro już nie będzie taryfy ulgowej. Będziemy szli z pełnym obciążeniem w może niezbyt długą pod względem odległości, ale wymagającą ze względu na przewyższenia i podejścia, trasę.
następny dzień...