Wstęp Główny Szlak Beskidzki Strona Główna
Etap I - Bieszczady Etap II - Beskid Niski Etap III - Beskid Niski i Sądecki Etap IV - Gorce Etap V - Beskid Żywiecki Etap VI - Beskid Żywiecki Etap VII - Beskid Śląski
dzień8 dzień9 dzień10 dzień11
...poprzedni dzień

Dzień 11, 24 maja 2010 r.

Ranek zrobił nam brzydki kawał i obudził deszczem. Jego bezczelność polega na tym, że cała noc minęła bez opadów. I nie jest to jakiś tam mały deszczyk, ale regularna ulewa. Leżąc w ciasnym namiociku z plecakami barykadującymi wyjście, zastanawiamy się, co robić dalej. Deszcz pada z intensywnością nie dającą nadziei na szybką przerwę. Pakowanie w deszczu średnio nam się uśmiecha. Jest około szóstej, więc jeszcze wcześnie i nie ma się czym przejmować, ale co będzie jeśli ten deszcz potrwa do południa? Właściwie jesteśmy już zdecydowani wracać do Iwonicza i stamtąd szukać połączenia do Jasła, gdzie czeka na nas samochód. Na szczęście przed ósmą deszcz nagle, niemal jak nożem uciął, przestaje padać. Nie dając mu czasu do namysłu na ewentualny powrót szybko wstajemy, jemy śniadanie i pakujemy się. Niebo trochę się przetarło i wygląda, że w najbliższym czasie deszczu nie będzie. A Cergowa stoi, jak stała i prowokuje swoimi stromymi zboczami. Basia ma pewne wątpliwości, ale udaje mi się ją przekonać do kontynuacji wędrówki. Mam nadzieję, że uda się nam przejść cały zaplanowany na dziś odcinek do Hyrowej i stamtąd dopiero łapać połączenie do Jasła. To i tak skrócony wariant tego etapu, ale chcemy jechać na pogrzeb przyjaciela, a to wiąże się z pokonaniem ponad 500 km w jedną stronę.

Schodzimy z góry Żabiej i asfaltową drogą idziemy do Lubatowej. Stamtąd mamy jeszcze kawałek asfaltu, a potem szlak odbija w lewo na ścieżkę wiodącą na Cergową (716 m). Po krótkim marszu przez łąkę wchodzimy do lasu.

...jemy śniadanie...

...Cergowa stoi, jak stała i prowokuje...

...stamtąd mamy jeszcze kawałek asfaltu...

...potem szlak odbija w lewo na ścieżkę...
Jest tuż po deszczu, więc ścieżka jest błotnista i mokra. Do tego upodobali ją sobie motocykliści, stąd miejscami jest koszmarnie rozjeżdżona. Co chwila musimy się mocno zastanawiać, którędy obejść wielkie rozlewiska i bagniska. Podejście chwilami jest strome i śliskie, do tego chmury znów się zagęszczają. W końcu udaje nam się wspiąć na wąski i długi grzbiet Cergowej. Idziemy teraz ścieżką, po obydwu stronach której kwitną niewielkie kwiatki o intensywnym czosnkowym zapachu. Przez pojawiające się co jakiś czas przecinki w lesie widzimy dolinę po północnej stronie góry. Chmury obniżają pułap i co chwila dostajemy się w pasma mgły.

...chwilami strome i śliskie...

...widzimy dolinę po północnej stronie góry...

...chmury znów się zagęszczają...

...wąski i długi grzbiet...

kwiatki o intensywnym czosnkowym zapachu

...dostajemy się w pasma mgły...

...stoi tu stalowy krzyż...

...zamieszczamy równiez swój...
Dochodzimy na szczyt. Stoi tu stalowy krzyż (a jakże!), do którego przymocowana jest metalowa puszka. Wewnątrz znajdujemy zeszyty z pamiątkowymi wpisami. Zamieszczamy również swój, po czym zabieramy się za schodzenie. Tuż za szczytem zaczyna padać. Po chwili lekki deszczyk przeradza się w solidną ulewę. Postanawiamy go przeczekać. Jesteśmy w lesie, więc chowamy się okutani pelerynami pod jakimś bukiem. Na pocieszenie zjadamy po batonie. Deszcz daje nam kilkanaście minut na odpoczynek, po czym niebo znów się przeciera. Decydujemy, że jednak skończymy naszą podróż w Nowej Wsi. Stamtąd spróbujemy dostać się do Dukli, a z Dukli do Jasła. 
Gdy nad samą Nową Wsią wychodzimy z lasu i robimy postój na posiłek, wychodzi słońce. Nie dajemy się jednak zwieść pozorom. Widzimy, że to chwilowa poprawa. W rzece Jasiołka doprowadzamy nasze buty i kijki do stanu umożliwiającego podróż publicznymi środkami komunikacji. Nie jest to łatwe ponieważ po opadach rzeka chwilowo sama niesie spore ilości mułu.

...okutani pelerynami...

...niebo znów się przeciera...

...postój na posiłek...
W Nowej Wsi wychodzimy na drogę i widzimy w oddali zbliżający się autobus. Na szczęście do przystanku nie jest daleko więc wystarczy lekki kłus. Musimy wyglądać pociesznie, bo kierowca zwalniając daje nam fory. Po kilku minutach dojeżdżamy do Dukli. Tu po kwadransie oczekiwania przesiadamy się na busa do Krosna. Niestety w Krośnie mamy mniej szczęścia. Dosłownie z przed nosa ucieka nam pociąg i musimy czekać godzinę na kolejnego busa. Na szczęście pogoda wyraźnie nie chce nam już dziś robić przykrości i nawet częstuje nas lekkim słońcem. W Jaśle odnajdujemy nasz samochód. Komuś jednak przeszkadzał, bo na przedniej szybie widnieją szczątki rozbitego jajka. Ludzka życzliwość jest jednak w naszym pięknym kraju towarem wysoce deficytowym.
Za nami nieco ponad 160 km szlaku. Z przyczyn obiektywnych nie udało nam się przejść całego zaplanowanego na ten etap odcinka. Czeka nas teraz dłuższa przerwa, bo moim kolejnym przedsięwzięciem będzie wyjazd na Ukrainę. Na szlak wrócimy więc pewnie dopiero w wakacje.
następny dzień...