Strona główna







WSTĘP

AKAPITPołowa lutego.
AKAPITW normalnych warunkach słońce powinno już zachodzić w oddali za horyzont, a nie za stojący tuż obok wysoki, dziesięciopiętrowy blok. W normalnych warunkach po zimowym kiepskim nastroju nie powinno zostać ani śladu. W normalnych warunkach, które tymczasem nie są normalne. Słońca nie ma ani na lekarstwo już od co najmniej miesiąca. Niebo i wszystko dokoła spowija szarość. Lepka, cuchnąca dymem z kominów, wilgotna. Niemal namacalna. Wprasza się do domu wczepiona we włosy, ubrania i psią sierść. Ziemię pokrywa brudnobury śnieg, który na swe miano przestał zasługiwać już jakiś czas temu. Teraz stanowi co najwyżej tło dla szarości, z którą doskonale się komponuje kolorystycznie i zlewa w jedną brudną całość.
AKAPITZaczynam mieć wyrzuty sumienia, bo po ostatniej lekkiej odwilży, która odsłoniła bezdenne zagłębie psich odchodów na wszelakich skrawkach wolnej osiedlowej przestrzeni, przepowiedziałem zimie rychły koniec. Postanowiła mi pokazać, jak bardzo się pomyliłem. Sypnęła śniegiem i ścisnęła mrozem. Ale to było już kilka dni temu. Przez ten czas śnieg sczerstwiał, nabrał barwy błota i piasku, który zmieszany z solą w bardzo korzystnej dla tej ostatniej proporcji pokrywał osiedlowe chodniki.
AKAPITDepresja.
AKAPITDno.
AKAPITA tu mgła.
AKAPITSzarość, wilgoć, zimno...
AKAPITŻeby nie utonąć w tej nieprzyjaznej głębi, zaczynam myśleć o wakacjach. Zaczynam też snuć jakieś nieokreślone plany. Buszuję po internecie w poszukiwaniu... no właśnie czego? Na razie chyba sam za dobrze nie wiem. Obserwuję strony z tanimi biletami lotniczymi. Linii niskokosztowych jest kilka, a ja nie mam na razie sprecyzowanego kierunku. Basi marzą się ciepłe kraje, mnie wręcz przeciwnie. Czarnogórskie doświadczenie pozwala mi postawić twarde warunki. Ciepłe kraje latem od-pa-da-ją. Zimą mogę się zastanowić.
AKAPITTymczasem kupuję bilety autobusowe do Warszawy i z powrotem  Udaje mi się wstrzelić w sam początek walentynkowej promocji Polskiego Busa i za dwa bilety powrotne płacę 14 zł. A więc dokładnie w 18 urodziny Majki zrobimy sobie wycieczkę do stolicy. Na pewno będzie już wiosna. (W jak wielkim błędzie po raz kolejny byłem, przekonamy się za półtora miesiąca, gdy zimie wyrosną czwarte, a może piąte już zęby, a my w pokrytych śniegiem Łazienkach będziemy podziwiać chroniące się przez zimnym wiatrem pawie).
Śledzę portale, wypatruję lotów do Norwegii i toczę wewnętrzny dialog.
AKAPIT– Tam jest drogo.
AKAPIT– Wiem.
AKAPIT– Bardzo drogo.
AKAPIT– No wiem.
AKAPIT– Cholernie drogo...
AKAPITTak, tak, wiem... Nie chodzi nawet o same bilety. Ich ceny zaczynają się od kilkudziesięciu złotych w przypadku lotu jedynie z bagażem podręcznym. To pobyt w Norwegii jest absolutną rujnacją nie tylko dla słowiańskich kieszeni. Jednak Norwegia od dawna kołacze się po najskrytszych zakamarkach mojego umysłu, jako potencjalny cel podróży. Kiedyś tam miała zostać przemierzona Włóczykijem. Jednak ceny norweskiego paliwa ustępujące jedynie najwyższym w Europie cenom tureckim zdecydowanie ten pomysł utopiły. Norwegia rozpłynęła się w niebycie. Przynajmniej dla mnie. Paradoksalnie impulsem ponownego skierowania wzroku na kraj Wikingów była choroba. W końcu dotarło do mnie, że nie ma co odkładać niczego na przyszłość, na później, na kiedyś, na może... Nie ma co, bo tego „później” z wielu powodów może nie być. Jest tu i teraz i z tego „teraz” trzeba korzystać. Korzystać na tyle, na ile tylko się da. Carpe diem!
AKAPITJest jeszcze jeden powód. Wierzycie w znaki? Takie niby przypadkowe, drobne zdarzenia, które w pewien sposób ukierunkowują Wasze późniejsze działania. Ja wierzę i się im poddaję. Dla mnie, a właściwie dla nas takim znakiem było 250 koron norweskich znalezione kilka lat temu przez Basię w kieszeni kupionej w ciucholandzie kurtki. To było jak zaproszenie. Co prawda ceny paliwa nie opadły na tyle, by podróż samochodem po Norwegii zaczęła być niskobudżetowa, ale od czego tanie linie lotnicze? Plecak, namiot, kilka konserw i jakoś damy radę.
AKAPITKtoś kiedyś bardzo trafnie powiedział, że w każdej, nawet najbardziej zwariowanej i szalonej podróży najtrudniejszym krokiem jest ten pierwszy – wyjście za próg własnego domu. Dlatego by ten krok niejako wymusić, postanawiam już teraz kupić bilety na samolot. Argumentem jest też oczywiście cena zazwyczaj o wiele niższa w opcji first minute. Planując podróż, która z założenia ma być niskokosztową podróżą lotniczą, należy kierować się kilkoma zasadami. Po pierwsze potencjalnych miejsc docelowych powinno być kilka, po drugie termin planowanego wyjazdu powinien być równie elastyczny. Po prostu okazje mają to do siebie, że pojawiają się wszędzie tam, gdzie nam akurat nie po drodze i wtedy kiedy nam to nie pasuje. A że okazje są jak kobiety – niewykorzystane mszczą się okrutnie – nie należy ich lekceważyć i trzeba dostosowywać swoje plany do nich, a nie odwrotnie.
AKAPITObieram więc cel ogólny – Norwegia. Wyznaczam kilka celów bardziej szczegółowych i zaczynam poszukiwania. Aura za oknem przypomina żywo Alaskę, ale ja zdaję się tego nie dostrzegać. Oglądam zdjęcia fiordów, norweskich gór, oceanu, wysp i już czuję się jakbym tam był. Internet daje naprawdę niemal nieograniczone możliwości. Z wolna poznaję specyfikę komunikacji po tym pięknym kraju. Wczytuję się w rozkłady jazdy i cenniki promów, kolei, autobusów. Odkrywam, że za stosunkowo (jak na warunki norweskie) niewielkie pieniądze można odbyć podróż koleją niemal wzdłuż całej Norwegii. Trwa ona co prawda ponad dobę, ale w przypadku odpowiednio wczesnego zakupu biletów kosztuje w przeliczeniu około 140 zł. Taka cena za niemal 1800 km wydaje się niewygórowana. Do tego komfort w kolejach norweskich o jakieś dwie epoki wyprzedza stare, spracowane wagony PKP. Pewnie nie skorzystamy z aż tak długiej trasy, ale cena obowiązuje i na krótszych odcinkach, więc kto wie? (Obecnie ceny długodystansowych biletów są już trochę mniej korzystne, a na okazje trzeba po prostu polować
[przypis autora z końca 2013 r.] )
AKAPITPrzeglądam strony linii lotniczych. Sprawdzam kierunki, na których operują Wizzair i Ryanair. Zaglądam też na stronę Norwegian.com. To norweski tani przewoźnik. Nie jest może aż tak tani, ale też oferuje ciut lepszy komfort niż wyżej wymienieni konkurenci będący przedmiotem dowcipów o miejscach stojących czy usuwaniu toalet w celu zwiększenia liczby pasażerów. No cóż, nawet jak na drogą tanią linię to ceny Norwegian ma całkiem spore. Ale za to lata do Trondheim. I to bezpośrednio z Krakowa. A Trondheim może być niezłą bazą wypadową na Lofoty. Kilka lat temu nasi znajomi byli na Lofotach i opisywali je jako miejsce, które absolutnie należy zobaczyć. To daleko. Bardzo daleko. W porywach 200 km za kołem podbiegunowym. Średnia temperatura na wyspach w lipcu to 15 stopni. Latem dzień polarny. Ogólnie mówiąc, sporo wyzwań dla backpackerów.
AKAPITUdaje mi się wypatrzyć interesujący cenowo termin. Interesujący z kilku co najmniej względów. 13 – 23 lipca. Po pierwsze wakacje, więc Basia nie będzie miała problemów z urlopem, po drugie najcieplejszy miesiąc na wyspach i po trzecie i najważniejsze, w tym terminie wypada nasza 20 rocznica ślubu. I to będzie podróż rocznicowa. Dlatego też nie kombinuję więcej. Można byłoby próbować tańszego lotu z Gdańska Wizzairem, ale wiązało by się to ze stratą co najmniej doby na dojazd tam i z powrotem. A przecież z Trondheim musimy jeszcze całą noc jechać koleją. Swoją drogą to będzie dość tani, jak na tamtejsze warunki nocleg. Jednym słowem postanawiamy zaszaleć i za 1100 zł rezerwuję dwa bilety powrotne z bagażem rejestrowanym dla dwóch osób.
AKAPITNie oznacza to jednak wcale, że polowanie się zakończyło. O nie, bynajmniej! Jest jeszcze kilka pól do ostrzału. Przede wszystkim na początek chciałbym się po prostu przelecieć by zobaczyć „czym to się je”. Co za tym idzie szukam lotu na jeden dzień. Niestety w interesujących mnie terminach nie ma możliwości lotu powrotnego w tym samym dniu. W końcu przecież nie chodzi mi o to, by od razu po wyjściu z samolotu udać się do odprawy biletowej i wsiąść do tego samego samolotu. Wolałbym choć kilka godzin spędzić w miejscu w którym się znajdę. I pewnie też będzie to Norwegia. Ze względów logistycznych wybieram Oslo Torp. Stolica Norwegii widniejąca w nazwie portu lotniczego jest mocnym nadużyciem, jako że miasto jest od niego oddalone o około 100 km. Za to w bezpośrednim sąsiedztwie lotniska znajduje się niewielkie portowe miasteczko Sandefjord. Miasteczko, które dzięki swemu położeniu jest Mekką lowcostowych amatorów linii Wizzair, latającej tu z Katowic. Zaletą tego kierunku jest też wyjątkowo duża liczba terminów w naprawdę korzystnych cenach. W zasadzie można polecieć i wrócić za mniej niż 100 zł. Oczywiście wyłącznie z bagażem podręcznym. I jeden dzień to w sam raz na zwiedzenie miasteczka, a być może i wypad promem do Szwecji. Noc jakoś przetrwam.
Trafia się lot za 114 zł w obie strony. Decyduję się po krótkim namyśle. Lecę 17–18 kwietnia. To ma być wiosna! A tymczasem za oknem trwa kolejny atak zimy. Nie liczę już który.

AKAPITPołowa marca.
AKAPITWiosna za pasem i tylko za pasem, bo na zewnątrz... No właśnie. Jakieś 10 dni temu nagle przyszło ocieplenie. Ocieplenie, słońce, a z nim energia, dobry nastrój i pierwsze kwitnące podbiały. Byłem pewny, że to już, że zima poszła precz, że teraz będzie już tylko lepiej. Termometr wskazywał wtedy 15 stopni powyżej zera. Wszystko po to, by po kilku dniach wredny zaokienny wisielec z lekka wypłowiały od ciągłego pokazywania temperatury zakomunikował znowu mróz, a z nieba zaczęło sypać białe, zimne i mokre paskudztwo.
By nie dać się wciągnąć w szaro-zimny depresyjny lej, planuję kolejną podróż. Norwegia, a jakże. Tym razem trochę bardziej skomplikowane połączenie Katowice – Stavanger – Haugesund – Gdańsk. Z jednym bagażem rejestrowanym bilety dla dwóch osób 300 zł. Do tego przejazd z Gdańska do Krakowa Polskim Busem za 56 zł. W samej Norwegii będziemy cztery i pół dnia. (Nie będziemy. Pogoda po raz kolejny i nie ostatni tego roku zrobiła nas w balona. Temperatury oscylujące w okolicach zera i spore opady deszczu zapowiadane na ten czas przez prognozy wyhamowały nasze norweskie zapędy i z majowej podróży do Stavanger z żalem zrezygnowaliśmy
[przypis autora])
Rozpoczyna się astronomiczna wiosna. A ta klimatyczna ma to głęboko w... poważaniu. Ukradli słońce?
AKAPITMarzec się skończył. W tym roku prima aprilis wypadł w śmigus dyngus. I co z tego musiało wyjść? A no śniegus dyngus rzecz jasna. Zamiast polewania wodą była zabawa w śnieżki.
AKAPIT9 kwietnia. Wiosna w pełni. Ale nie u nas. U nas po dwóch w miarę pogodnych dniach spędzonych w domu na walce z grypą znów jest szaro. Prognozy również są mało optymistyczne – ma padać.
AKAPIT
Za tydzień lecę...

*  *  *

AKAPITDrogi Czytelniku! W tym miejscu sugeruje, byś udał się wraz ze mną w podróż do Sandefjord, a następnie wrócił do dalszego ciągu wstępu i kontynuował wędrówkę w kierunku relacji z Lofotów. Jeżeli jednak z jakichś powodów nie masz ochoty wybierać się ze nmą do Sandefjorrd, przejdź od razu do dalszej części wstępu, która przygotuje Cię do dalszej drogi lub udaj się bezpośrednio na Lofoty.
Wstępu ciąg dalszyLofoty Sandefjord