wstęp jednodnióki - lista wycieczek strona główna


11 stycznia 2017 r.
trasa:
Kraków Młynówka  –  Kraków Gł.  –  Tarnów  – Rzeszów Gł. – Przemyśl Gł. – Rzeszów Gł. – Kraków Gł.
[495 km / 6 pociągów]

mapa
AKAPITPobudkę zaplanowałem na 7:00, ale budzę się wcześniej i postanawiam nie dać satysfakcji budzikowi. Wstaję i przygotowuję sobie śniadanie. Kanapki na drogę są gotowe. Od wczorajszego wieczora czekają w lodówce na sygnał do wymarszu. Jestem zbyt leniwy, by robienie kanapek zostawiać na wczesny ranek. Wolę pospać 10 minut dłużej. Za oknem panuje zima. Od niechcenia rzucam okiem na termometr i widzę granatowy słupek na poziomie -6 stopni. Nie jest źle. Gdy jednak ciut się rozjaśnia i spoglądam na niego ponownie, okazuje się, że tych stopni jest nie -6, ale -16. Poprzednia wersja o wiele bardziej mi odpowiadała. Trzeba będzie się zatem ciepło ubrać. Cały grudzień walczyłem w domu z jakimś piekielnym wirusem, który unieruchomił mnie, Basię i połowę Krakowa. Bardzo na tym ucierpiały moje kolejowe statystyki. Lepiej byłoby więc nie dać się przygwoździć jakiemuś jego zmutowanemu koledze.

przystanek Kraków Młynówka
AKAPITSpakowawszy wszystko, co niezbędne idę na przystanek autobusowy. Stąd pojadę na przystanek kolei aglomeracyjnej Kraków Młynówka. Słońce powoli unosi się ponad warstwę smogu od dłuższego czasu spowijającego Kraków. Pociąg z lotniska przyjeżdża punktualnie, jednak stoi na przystanku kilka minut. O wiele dłużej niż zwykle i niż jest konieczne. To zapewne zasługa remontów na odcinku pomiędzy Mydlnikami a Krakowem Głównym Towarowym i kierowania pociągów kolei aglomeracyjnej na ten sam tor, po którym poruszają się inne pociągi. Mam pewne obawy czy zdążę na przesiadkę do Tarnowa, ale jak się wkrótce okaże, niepotrzebnie. Pociąg z Nowego Sącza również przyjeżdża na Dworzec Główny z kilkunastominutowym opóźnieniem, a ten sam skład odjedzie  następnie w kierunku  odwrotnym,  do  Tarnowa.  To  pachnący  nowością  czteroczłonowy  Impuls* w najnowszych barwach województwa małopolskiego. Czy mi się te barwy podobają? Nie wiem. Na pewno nie tęczowa duża stylizowana litera  “M”  zdobiąca  burty  wagonów,  która
w domyśle ma zapewne wyobrażać góry. Jednak czy widział kto tęczowe góry? W ogóle bardzo nie podoba mi się moda na  ciągłe  zmiany w kolorystyce pociągów idące za zmianami kolejnych zarządów spółek lub władz województwa. Ich efekt to bałagan w kolorystyce, bo oczywiste jest, że najstarsze składy (biało-czerwono-żółte Acatusy* II)  będą przemalowywane sukcesywnie dopiero w miarę konieczności wykonywania ich remontów. Te nieco nowsze (Acatusy Plus i Impulsy w pomarańczowo-biało-granatowych kolorach) prędzej doczekają się kolejnej zmiany władz niż przemalowania na obecnie obowiązujący wzór. Mamy zatem trzy wojewódzkie wzory malowań. Jeżeli doliczyć co najmniej kilka wzorów reprezentujących różne epoki działalności Przewozów Regionalnych* przemianowanych właśnie na POLREGIO (ze związaną z tym faktem zmianą barw – a  jakże!)  będzie  ich...  dużo.  Zdecydowanie  za  dużo.  Pieniądze  podatników  wydawane  są  na, z przeproszeniem, pierdoły, gdy tymczasem spółki ciągle borykają się z finansowymi, organizacyjnymi i taborowymi problemami, a składy, nawet te najnowsze, i tak jeżdżą często po prostu brązowe od brudu.

stare...

...nowe...

...i najnowsze

tęczowe "M"
AKAPITWsiadam do najnowszego nabytku małopolskiego samorządu. Aktualnie jest on w dyspozycji Kolei Małopolskich. Jednak po zawirowaniach związanych z próbą uruchomienia przez tego przewoźnika trzeciej linii aglomeracyjnej kto wie, czy taki stan potrwa długo. (Koleje Małopolskie przeliczyły się, nie mając ani dostatecznej ilości personelu, ani taboru do obsłużenia trzech tras: Wieliczka – Lotnisko Balice; Kraków Gł. – Miechów/Sędziszów; Kraków Gł. – Tarnów/N. Sącz/Krynica. A że chytry dwa razy traci, ostały się jedynie z linią balicką, i częścią połączeń na trasie do Tarnowa i Nowego Sącza/Krynicy, którymi musiały podzielić się z POLREGIO. Kto na tych zawirowaniach stracił najbardziej? Jak zwykle pasażer, albowiem dotknęły one również i rozkładów jazdy. Tak to już jednak jest w naszej kochanej ojczyźnie, że ten, kto powinien być podmiotem, w efekcie niemal zawsze traktowany jest przedmiotowo. [przyp.autora])
AKAPITPociąg do Tarnowa odjeżdża z krakowskiego dworca z 8 minutowym opóźnieniem. Jest prawie pusty. Ale o tej porze to nic dziwnego. W Płaszowie mijamy się z kolejnym składem jadącym z Tarnowa. Dwa pociągi w tej samej relacji w tak krótkim odstępie czasu? Hmmm... słuszną linię ma nasza kolejowa władza.

wnętrze Impulsa Kolei Małopolskich
AKAPITRozglądam się po wagonach. Ich kolorystyka może się podobać, choć moim zdaniem jest nieco zbyt ponura. Obicia foteli są w ciemnoszarym kolorze, a całości dopełniają zielone poręcze i podłokietniki. Niestety fotele nie są rozkładane, a ich wygodę od starszych wydań małopolskich Impulsów dzielą świetlne lata. Na trasy podmiejskie wystarczy. Na nieco ponad godzinną podróż do Tarnowa także, ale na ponad cztery godziny do Krynicy już niekoniecznie. Pod fotelami umieszczono gniazdka elektryczne, jest również dostępne WiFi i to nawet podpięte do całkiem sprawnie działającego internetu.
AKAPITZa oknem zima w pełni, choć śniegu zbyt wiele nie ma, a ten który jest, nosi już znamiona starości. Mróz jednak trzyma. Wisła w Krakowie, gdy przekraczaliśmy ją mostem, przykryta była w całości warstwą lodu. Poza miastem rośliny zdobi delikatny szron, a nad wszystkim unosi się smogowa mgiełka, którą zasilają dymiące kominy domków jednorodzinnych. Jest słonecznie i taka pogoda powinna utrzymać się do końca dnia.
AKAPITDo Tarnowa dojeżdżamy z 14 minutowym opóźnieniem. Nie płaczę jednak z tego powodu. Jest zimno, a czasu na zrobienie zdjęć będę miał aż nadto. Fotografuję ze wszystkich stron Impulsa, którym tu przyjechałem. W Krakowie nie było na to ani czasu, ani odpowiedniego światła. Przy okazji robię sobie spacer do odstawionych opodal na boczny tor elektrycznych lokomotyw. Długim rzędem stoi tu chyba ze sześć byków* i jeden jamnik*.

skończył bieg...

...na tarnowskim dworcu

emerytki na bocznym torze
AKAPITNa tarnowskiej stacji od kilku lat trwa remont. Widać postępujące zmiany, ale na mój gust idą one bardzo ślamazarnie. Jak tak dalej pójdzie, to zanim ukończone zostaną perony i przebieg torów, pięknie odnowiony budynek dworca będzie już wymagał kolejnego remontu.
AKAPITMoim kolejnym środkiem transportu będzie stary kibelek*. Pojadę nim do Rzeszowa. Kible mają to do siebie, że albo jest w nich za zimno, albo za gorąco. W tym składzie na chłód narzekać nie mogę, więc rozbieram się do podkoszulka. Suniemy szybko po świeżo wyremontowanym szlaku. Jedziemy nad wyraz cicho jak na ten typ taboru. Niestety całość wrażenia psują dźwiękochłonne ekrany rozstawione gęsto wzdłuż torów i zasłaniające dokładnie widok za oknem. W Dębicy mijamy się z pociągiem IC* Malczewski jadącym z Przemyśla do Kołobrzegu. Jest niemal zupełnie pusty. W Sędziszowie Małopolskim zwraca moją uwagę dość nietypowy wiadukt nad torami. Jest wyraźnie nowo wybudowany, wyposażony w barierki, bariery energochłonne, nawet latarnie. Tyle tylko że... urywa się nagle w powietrzu. Na jego przedłużeniu stoi osiedle domów jednorodzinnych, więc nieco trudno mi sobie wyobrazić biegnącą tamtędy drogę.
AKAPITW planowym czasie dojeżdżamy do Rzeszowa. Na sąsiednim torze przy tym samym peronie stoi pociąg TLK* Staszic do Bydgoszczy. Zaprzężony jest w gamonia* – rzadki widok na polskich  torach.  Nie  tylko z uwagi na niewielką liczbę tych lokomotyw, ale przede wszystkim na ich awaryjność powodującą, że więcej czasu niż na szlaku spędzają one w warsztatach Pesy*.

gamoń PKP IC z pociągiem TLK Staszic

podkarpacki Acatus
AKAPITW dalszą drogę pojadę biało-zielono-niebieskim Acatusem podkarpackiego POLREGIO. Ku mojemu zaskoczeniu pociąg jest pełny. Nie ma mowy nie tylko o wolnej czwórce*, ale nawet o miejscu przy oknie. Ba! W ogóle jest ciężko o jakiekolwiek miejsce siedzące. Siadam zatem na rozkładanym siedzeniu przy drzwiach. Na stacjach, gdy drzwi się otwierają, trochę ciągnie po kościach, ale postaram się nie zaziębić. Dopiero za Łańcutem udaje mi się usiąść w miarę normalnie. Podejrzewam, że zapełnienie pociągu  związane  jest z uruchomieniem przez Koleje Ukraińskie nowego bezpośredniego połączenia kolejowego z Kijowa do Przemyśla i z powrotem, bo dookoła słyszę niemal wyłącznie język ukraiński lub rosyjski. Zresztą nie ukrywam, że ten właśnie pociąg to cel i mojej dzisiejszej wycieczki. Nie mam jednak zamiaru nim podróżować. Chcę mu się tylko dokładnie przyjrzeć i zrobić zdjęcia.
AKAPITDo Przemyśla wjeżdżamy dwie minuty po tym, jak powinien był się tu pojawić ukraiński skład. Rozglądam się po peronach, jednak go nie widzę. Pojawia się po chwili, gdy wchodzę na sąsiedni peron. Fotografowanie z tego miejsca utrudnia jednak wysoka siatka oddzielająca międzynarodowy szerokotorowy peron od reszty dworca. Mimo to robię zdjęcie. Nie jestem z niego jednak  zadowolony.  A  może

za siatką

Hyundai Rotem Kolei Ukraińskich
by tak spróbować od drugiego końca? Peron jest bardzo długi, powinno się udać. Idę obok dziewięciowagonowego zespołu trakcyjnego* wyprodukowanego przez koreańskiego Hyundaia. Cóż, urodą Koreańczyk specjalnie nie grzeszy. Oprócz pomarańczowych akcentów na czołach i szerokiego czarnego pasa wzdłuż linii okien cały skład ma barwę aluminium. Nawet logo Ukraińskich Kolei jest tylko na dwóch wagonach – pierwszym i ostatnim. Prostota czy...? Nie ważne. Dochodzę na przeciwległy koniec peronu. Stąd widać znacznie lepiej. Siatka jest o połowę niższa, a wręcz wydaje się, że można by na chwilę przekraść się na ten międzynarodowy peron. Mam nadzieję, że nikt mnie za to nie zamknie, bo wokoło przechadzają się strażnicy graniczni. Udaje się! Po chwili wracam “do Polski”. Dobra, na razie wystarczy. Pociąg niech sobie stoi, a ja idę coś zjeść do miasta. Wrócę za niecałą godzinę pomachać mu na pożegnanie. Nie mam czasu na długie poszukiwania paśnika, wybieram więc bar znajdujący się tuż obok dworca w kamienicy po lewej stronie od wyjścia. Bar o nazwie... Bar. Jakże oryginalnie! Wewnątrz późny Gierek, temperatura umiarkowana, ale kilkoro gości jest. Pobieżny ogląd sytuacji na jadłospisie unaocznia mi, że pomimo ogólnej siermiężności specjalnie tanio tu nie będzie. Wyboru jednak za bardzo nie mam. Polecany w internecie odpowiednik znajduje się w sporym oddaleniu od centrum, a ja chcę zdążyć na odjazd ukraińskiego składu. Już nieco  tradycyjnie  zamawiam  mielonego z ziemniakami i surówką, do tego biorę zupę węgierską. Za wszystko płacę nieco ponad 20 zł. Po chwili oczekiwania dostaję zamówienie. Zupa może i byłaby dobra, gdyby była gorąca, zwłaszcza dziś. A ta jest zaledwie ciepła. Do tego chyba po raz pierwszy w zupie mieszczącej się w dającym szerokie pole manewru co do receptury określeniu  “węgierska”  czy  “gulaszowa”  napotykam  kiszoną  kapustę.  Ziemniaki w drugim daniu są zaledwie jadalne. Mielony jednak wygląda na świeżo przygotowany. W smaku bez rewelacji, ale jest przynajmniej gorący. Za całość trója z niedużym plusem – korzystać tylko w razie wyraźnej potrzeby.

...odjeżdża w kierunku granicy...
AKAPITPo obiedzie szybkim krokiem wracam, na dworzec. Mam w sam raz tyle czasu, by zająć dobrą pozycję strzelecką. Chwilę potem ukraiński Hyundai rusza i odjeżdża w kierunku granicy. Oddaję kilka celnych strzałów. Efekty sprawdzę w domu, bo na niewielkim wyświetlaczu aparatu wszystkie zrobione zdjęcia zawsze wyglądają nieźle.
AKAPITPostanawiam wrócić do Rzeszowa nieco późniejszym pociągiem. I tak musiałbym tam koczować półtorej godziny w oczekiwaniu na połączenie do Krakowa. Jeżeli miałbym do tego koczować po ciemku, to wolę zostać dłużej w  Przemyślu.  W  przelocie  łapię  jeszcze w obiektyw dwuczłonowego Impulsa jadącego do Medyki. Gdybym się uparł, mógłbym się nim przejechać. Lecz byłaby to czysta sztuka dla... kilometrów. Trasę do Medyki zaliczyłem już bowiem we wrześniu. Fotografuję bezczynny pług odśnieżny stojący tuż obok dworcowego budynku. Przeznaczony na szeroki tor nie ma od jakiegoś czasu zbyt wiele roboty. Poprzednie dwie zimy były bardzo łagodne, ta zaś mimo że dość mroźna, to  jednak w śnieg jest bardzo oszczędna.

AKAPITIdę do miasta. Raczej bez konkretnego celu. Pamiętam jeszcze co nieco z zeszłorocznego nocnego spaceru, gdy odwiedziłem Przemyśl na ostatnim etapie czerwcowego kolejowego weekendu. Wtedy było jednak znacznie cieplej. Docieram do Placu Wolności z obowiązkowym pomnikiem Jana Pawła II. “Nie budujcie mi pomników. Zróbcie coś dobrego dla ludzi”, zwykł mawiać wielki Polak. Jak widać, włodarze bardzo wielu miast i miasteczek mają jego nauki w... poważaniu.

dwuczłonowy podkarpacki Impuls

szerokotorowy pług odśnieżny

Szwejk z kolegą
AKAPITIdąc dalej, dochodzę do Rynku. Tu rozglądam się za znajomą postacią. Oczywiście jest obecny. Szeregowy Józef Szwejk siedzi dokładnie tam, gdzie zostawiłem go podczas poprzedniej bytności w Przemyślu. No bo gdzie mu będzie lepiej? Sądząc po błogim uśmiechu na twarzy, nawet solidny mróz mnie gryzący w palce nie wydaje mu się przeszkadzać. W dłoni trzyma rzecz jasna nieodłączny kufel złocistego trunku. Domniemywać można, że to za jego przyczyną Szwejka nigdy nie opuszcza dobry humor. Przy okazji zauważam, że poczciwy austro-węgierski, ale czeskiego pochodzenia CK żołnierz nie jest tutaj sam. Za towarzysza służy mu figurka niewielkiego pieska. Czyżby miał to być szwejkowy “pinczer”? Bardzo możliwe, bo choć do tego akurat wzorca rasy zdecydowanie mu daleko, to jednak dla Szwejka, wybitnego znawcy psich ras i charakterów nigdy nie stanowiło to problemu.
AKAPITDalsze kroki kieruję nad San. Fotografuję częściowo zamarzniętą rzekę i kratownicowy most kolejowy. Gdy się odwracam, widzę jak nad zabudowaniami starego miasta unoszą się dymy z kominów kamienic. Czuję się prawie jak w domu...

...jak w domu...

most kolejowy na Sanie
AKAPITWracam na dworzec. Jestem przygotowany na to, że do Rzeszowa pojadę kiblem. Bardzo mnie więc cieszy, gdy na peron wtacza się widziany wcześniej Impuls, który właśnie wrócił z Medyki. Czeka na niego sporo ludzi, bo to pora powrotów z pracy i szkoły, lecz udaje mi się znaleźć czwórkę tylko dla siebie. Niebo po zachodniej stronie jest złoto-różowe. Po stronie wschodniej ciemnoniebieskie. Rozświetla je tylko przebijający się przez zimową dymomgłę czerwony księżyc. Jest niemal pełnia. Po niedługiej chwili widok za oknem ciemnieje jeszcze bardziej, a śnieg na polach nabiera granatowej barwy. Kilkanaście minut później widoczne są już tylko przesuwające się do tyłu światła domów i żarzące punkty przydrożnych latarń.
AKAPITDo Rzeszowa przyjeżdżamy punktualnie. Utwierdzam się w słuszności mojego wcześniejszego postanowienia o dłuższym pozostaniu w Przemyślu. Naprawdę nie miałbym tu co robić. Teraz mam akurat tyle czasu, by strzelić kilka nocnych, kiepskich skądinąd zdjęć dworca i taboru. Bez statywu to się po prostu nie udaje.

stacja...

...Rzeszów Główny...

...nocą
AKAPITOstatni dziś odcinek podróży do Krakowa odbędę małopolskim Impulsem. A zatem na wygodnych rozkładanych fotelach. Bezceremonialnie zajmuję czwórkę, zdejmuję buty i wyciągam nogi na przeciwległym fotelu. Zresztą nie muszą się  specjalnie  certolić,  bo w całym pociągu jest może kilkunastu pasażerów. Jeden z nich, siedzący po przeciwnej stronie wagonu zagaduje mnie. Popija cichaczem  piwo i pyta, czy nie będzie mi to przeszkadzać. Oczywiście, że nie. Czuję jednak podskórnie, że po prostu ma ochotę pogadać. A że, jak się po chwili okazuje, mamy wspólne kolejowe zainteresowania, rozmowa dość szybko zaczyna się kleić i do samego Krakowa wymieniamy się doświadczeniami i wrażeniami z różnych, także kolejowych podróży. Dzięki temu droga biegnie szybciej, bo za oknem i tak jest ciemno, że oko wykol. Zauważyłem go już w pociągu, który do Przemyśla przyjechał z Medyki. Jak się okazuje, wraca z Ukrainy, choć był tam tylko jeden dzień. Po prostu lubi tam wpaść na piwo, a i przywieźć sobie tę jego  dozwoloną  ilość  również.  Jedzie  dalej,  na  Śląsk,  ja  zostaję w Krakowie. Z niechęcią wysiadam na Dworcu Głównym. Powietrze jest gęste od dymów i śmierdzi obrzydliwie. Nie przesadzam – naprawdę drapie w gardle i trudno nim oddychać. Najwyższy czas pomyśleć o maskach przeciwsmogowych.

* - odnośniki z wyrażeń okraszonych gwiazdką prowadzą do wyjaśniającego ich znaczenie kolejowego leksykonu
jednodnióki - lista wycieczek